Udko z wrony?


Zanim otrąbiliśmy radość z odzyskanego śmietnika, zanim „Wilk” i „Boruta” – pociągi pancerne – wjechały na perony dworca Miasto, ludność Torunia przez niemal cały okres I wojny światowej musiała stawiać czoło niedoborom żywności. Podobnie rzecz się miała w pozostałych miastach Prus Zachodnich i Prowincji Poznańskiej. Przestawienie gospodarki niemieckiej na tryb wojenny spowodował w krótkim czasie wprowadzenie systemu reglamentacji zarówno towarów spożywczych, jak i innych artykułów pierwszej potrzeby np. opału, nafty. Radzono sobie różnymi sposobami.

W Starogardzie Gdańskim tamtejszy landrat już w październiku 1914 r. wprowadził zarządzenie obniżające do 5 fenigów cenę karty wstępu do lasów państwowych w celu zbierania grzybów, a nadleśnictwa królewskie zostały zobowiązane do wydawania specjalnych kartek zezwalających na zbieranie żołędzi dla trzody chlewnej.

[Ryc. 1] Gazeta Gdańska z 27 X 1914, nr 129, s. 3

W Bydgoszczy i Tczewie do obrotu wprowadzono tzw. chleb wojenny z dodatkiem m. in. ziemniaków. Tradycja wypieku chleba wojennego z mąki żytniej odrodziła się również podczas II wojny światowej. Co ciekawe chleb ten stał się produktem regionalnym województwa zachodniopomorskiego. Nie jest to już jednak produkt posiadający w swoim składzie tak alternatywne wobec mąki składniki jak choćby koński ząb lub kaczany z kukurydzy. A były ponoć i takie, co przytacza lwowski kwartalnik satyryczny Szczutek.

[Ryc. 2] Szczutek 1918 nr 2, s. 7

Innym sposobem na zwiększenie podaży artykułów spożywczych było wprowadzenie do sprzedaży w piekarniach chleba domowego. Tak zrobiono w Nowym Mieście Lubawskim. Z kolei Toruń uruchomił w 1916 r. „kuchnię wojenną”, a w drugiej połowie 1917 r. „kuchnię ludową” dla rodzin robotniczych, wśród których chroniczne niedożywienie i choroby z tego wynikające były zjawiskiem masowym. Jeszcze jedną formą łagodzenia trudności aprowizacyjnych było wprowadzenie w 1916 r.  za zgodą prezydenta rejencji kwidzyńskiej, „dni bezmięsnych” i „dni ubogich w mięso”. We Wąbrzeźnie były to odpowiednio: poniedziałki i czwartki oraz wtorki i piątki. Jednocześnie Gazeta Toruńska przestrzega przed podawaniem w toruńskich restauracjach rosołu w okresie dni bezmięsnych.

[Ryc. 3] Gazeta Toruńska z 2 II 1916, nr 26, s. 3

Społeczeństwo szczególnie zapamiętało zimę brukwianą (Kohlrübenwinter) lat 1916-1917 i bezmięsne tygodnie notorycznie występujące od połowy 1918 r. Szerokim echem odbiły się tzw. „rozruchy głodowe” w Chełmży z maja 1917 r. gdzie ogólne trudności aprowizacyjne i niesprawiedliwy podział żywności pomiędzy Polaków i Niemców spowodowały napady na sklepy spożywcze. Dostało się najbardziej sklepom niemieckim (40 ataków) , potem żydowskim (14) , a najmniej polskim (7) – to akurat wynikało ze struktury posiadania.

Sam burmistrz Bydgoszczy Hugo Wolff zastanawiał się w pisanym własnoręcznie dzienniku Bromberg im Kriege 1914-1917, w jaki sposób biedniejsi bydgoszczanie zdobywają środki na zakup żywności, która już po pierwszym roku wojny zdrożała dwu-, a nawet czterokrotnie. Przydział 2 jajek na 3 tygodnie na jedną osobę, spożywanie chmielu i pokrzywy jako erzac szpinaku, buraków i brukwi zamiast ziemniaków oraz picie herbaty z liści jeżyn nieuchronnie wpływały na stosunek mieszkańców do wojny. Również w Bydgoszczy podobnie jak w innych większych miastach niemieckich wydano specjalną wojenną książkę kucharską (Kriegskochbuch) zawierającą przepisy na proste dania sporządzane z dodatkiem surowców przeważnie nie używanych w kuchni. Przykład takiej książki poniżej. Naciśnij na okładkę, aby zapoznać się z jej treścią.

[Ryc. 4] Kriegskochbuch. Anweisungen zur einfachen und billigen Ernaehrung, Hamburg, 1915
Kliknij na obrazek aby przejść do treści książki

Prezentowana przeze mnie książka nie zawiera potraw sporządzonych ze składników niejadalnych lub kontrowersyjnych moralnie. Prawdopodobnie w 1915 r. w Hamburgu ludziom powodziło się jeszcze względnie dobrze. Jednak znaleziony przykład świadczy, że pomysłowość wynikająca z braku przerastała często dobry smak potraw w sposób dosłowny i przenośny. Oto bowiem Dziennik Bydgoski reklamuje mięso wronie, jako podobne w smaku do mięsa gołębiego.

[Ryc. 5] Dziennik Bydgoski z 25 IV 1917, nr 92, s. 3

Nie jest to żadne kuriozum kulinarne. W Gazecie Toruńskiej możemy nawet znaleźć wzmiankę na temat cen ustrzelonych wron.

[Ryc. 6] Gazeta Toruńska z 16 V 1917, nr 111, s. 3

Okazuje się, że pomysł na dania z wron zapożyczono najpewniej z Wrocławia. Tamtejszy magistrat dostrzegł panoszące się bezpożytecznie wrony, a skoro znajdują się amatorzy psiego mięsa, to wrona z ryżem i szparagami jawi się przy tym jako wysublimowana potrawa dla francuskiego podniebienia.

[Ryc. 7] Gazeta Toruńska z 16 V 1916, nr 113, s. 3

Niniejszy post proszę traktować jako ciekawostkę, gdyż zaledwie sygnalizuje temat niedoboru żywności podczas pierwszej wojny światowej. Informacje czerpałem z ówczesnej prasy z pomocą Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej oraz ze zbioru studiów Mieczysława Wojciechowskiego, Miasta Pomorza Nadwiślańskiego i Kujaw w okresie I wojny światowej oraz w międzywojennym dwudziestoleciu (1914-1939), Toruń: Wydawnictwo UMK, 2000.

Mały apendyks. Ostatnio wygrzebałem na jednym z kiermaszów bibliotecznych Smak ulęgałek (1980) Jerzego Grzymkowskiego. Przypomina to sentymentalną gawędę o wsi mazowieckiej, jakiej nie ma, i o swoich przodkach. Domy z gliny i zapach strzechy. Dwór zwany pałacem choćby był tylko nieco większy od chłopskiej chałupy, w którym ilość dóbr doczesnych powodowała jednoznaczną opinię pośród chłopstwa – tym się psiekrwiom żyje. Dziadkowe objaśnianie świata wnukowi często zaczerpnięte w ludowej baśniowości, a także gacenie chałup, przepuszczanie ziemniaków przez arfę i wiele innych czynności już w momencie powstania tej książki zapomnianych. Ale jest też fragment o jedzeniu gapiaków:

Niektórzy jadali młode wróble. Podobno, usmażone na maśle w całości (z kosteczkami i wnętrznościami), były bardzo smaczne. Nie jadłem jednak nigdy usmażonych wróbląt, chciaż kilka razy częstowali mnie inni. Tak samo jak nigdy nie jadłem smażonych młodych gapiaków. Moda na jedzenie młodych gapiaków przyszła w czasie okupacji, gdy rdzenni Niemcy, którymi obsadzano wszelkie możliwe do obsadzenia stanowiska, od sołtysa do landrata, płacili po dwadzieścia, a później nawet po pięćdziesiąt fenigów za młodego, spasionego, nie opierzonego jeszcze wroniaka. Przyrządzali je jak kurczaki. Niektórzy również próbowali tego. Ale bardzo niewielu. Choćby młody gapiak był najlepszy, nie należało go jeść, gdyż moda taka przyszła od Niemców. A co przyszło w tamtych czasach od Niemców, było dla Polaków programowo złe. Jedli Niemcy gapiaki, to Polakom nie wypadało, chociażby były nawet lepsze od kurczaków.

Nie bardzo wierzę w to żeby Polacy wron nie jedli wyłącznie dlatego, że tak robili Niemcy. Głód podczas II wojny oraz liczne obostrzenia okupacyjne dotyczące dostarczania i handlu żywnością z pewnością stanowiły precedens do konsumpcji zwierząt uprzednio nie jadanych. Co prawda zapatrywania polityczne autora zaprowadziły go najpierw do służby w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, potem w Milicji Obywatelskiej jednak Smak ulęgałek stanowi cenny dokument dotyczący życia społecznego na przedwojennej wsi mazowieckiej. O ile się nie mylę, chodzi o Wolę Dłużniewską w powiecie płońskim.

4 thoughts on “Udko z wrony?

  1. Zamiast takiego chleba już lepiej „zęby w ścianę”, jak to niektórzy mówią 😉 A taka „Kriegskochbuch” to chyba kompendium żywienia dla studentów ;).

    • Dołączyłem do notki przykład takiej książki. Nie ma tam jednak jakiś dziwnych potraw, raczej proste i szybkie dania. Studenci odżywiają się o wiele bardziej radykalnie niż w tej książce z 1915 r. Za moich studenckich czasów nikt nie polował na wrony. Raczej na tani chleb w płynie 😉

  2. Błagam, tylko nie wronie mięsiwo: ledwo co po lunchu jestem!

    Celowo napisałem, że po „lunchu”, bo to teraz taka nowa moda.
    Nie wypada teraz jakieś banalne „późne śniadanie” jeść.
    O uroczym podobiadku to nawet nie wspominam.

    A tak w ogóle to zachwycił mnie ten wroni temat.
    Szczególnie spodobało mi się ustalenie sprawiedliwych cen na wronie mięso.
    …bo głód głodem, a porządek musi być!

Dodaj odpowiedź do Obserwator Toruński Anuluj pisanie odpowiedzi